Allah, kumpel wczoraj miał wypadek na swoim Intruderze 250cc, kuleje i ma złamany palec więc prosił żebym podjechał tym moto do niego do domu. No to pojechaliśmy, obejrzałem go wyglądało ok poza zniszczeniami i rysami, próbujemy go odpalić i czasem łapie i gaśnie, w końcu za którymś razem jak odpalił patrzymy a pod zbiornikiem przy gaźniku ogień, pierwsze co gaśnica z auta ale nie chciała się uruchomić, no to szmata ale nie chciała zadusić ognia, dmuchanie oczywiście też nie pomogło jeszcze jak kolega tą szmatą przewód jakiś paliwowy gaźnika zerwał i zaczęło się paliwo sączyć z niego. On spierdolił wymachując łapami w górze i krzycząc "zaraz wybuchnie uciekać", a ja zostałem sam z gaśnicą w ręku oparłem się o auto stojące obok i jednocześnie patrzyłem i modliłem się żeby nie jebnęło a z drugiej grzebałem przy tej gaśnicy, na szczęście w końcu ją uruchomiłem i zgasiłem. Nie przyglądałem się skąd ten ogień się wziął bo już wszystko było w proszku po gaszeniu.